Ludzie którzy szli było w zbiorze Odnosi się do więźniów, którzy w tłumie zmierzali do komór gazowych. Był to codzienny widok dla Tadka głównego bohatera i narratora. Tadek pracuje wraz ze swoim komandem na dachach, uszczelniając je papą na czas jesieni i zimy. Proceder wyciągania na apelu z szeregów ciężarnych i brzydszych Przed I wojną światową, w latach 1904–1907, Niemcy stworzyli obozy koncentracyjne w swojej kolonii, Niemieckiej Afryce Południowo-Zachodniej (dzisiejsza Namibia). Ciężka praca fizyczna, niedostatek żywności i zabójstwa spowodowały zgon 65 z 80 tys. członków plemienia Hererów i Namaqua. Auschwitz - sprawozdanie z wycieczki. 10 października 2021 roku był kolejnym jesiennym, chłodnym dniem. O godzinie 7 rano całą klasą wsiedliśmy do autokaru, który miał nas zawieść na miejsce dzisiejszej wycieczki - Auschwitz. Wiedziałam czego mogę się spodziewać ponieważ zwiedzałam już pozostałości po tym obozie koncentracyjnym. Kryzys w krematorium w Miśni W Miśni, mieście powiatowym położonym 26 kilometrów od Drezna, pracownicy miejscowego krematorium mają kłopoty ze znalezieniem miejsca do przechowywania trumien ze zwłokami przed ich skremowaniem. Ze względu na dużą liczbę zmarłych, trumny z ciałami leżą w korytarzach i salach do tego nieprzeznaczonych. Możesz przeglądać 3 ofert pracy PRACOWNIK OBSŁUGI KREMATORIUM. PRACOWNIK OBSŁUGI KREMATORIUM - do 800 PLN. Zgodnie ze stanowiskiem. FHU WRZOS B.MAŃKO - 2017-03-30 - Pruszcz Gdański ( pomorskie) PRACOWNIK OBSŁUGI KREMATORIUM - od 1 850 PLN. Obsługa krematorium. Dom Pogrzebowy CARCADIA - 2016-04-12 - Bełchatów ( łódzkie) Wanda Wiktoria Wojtasik urodziła się 2 listopada 1921 r. w Lublinie. Po wojnie studiowała medycynę na Uniwersytecie Jagiellońskim w Krakowie, gdzie też uzyskała doktorat z psychiatrii. MtEO7nA. 1 Aktualności - Ciekawostki / Praca w kraju 20 sie, 2014 Najgorsze zawody Żadna Praca nie Hańbi to powiedzenie często powtarza sobie wielu z nas. Jeśli nie mamy możliwości innego wyboru trzeba podjąć nawet najnudniejszą i najgorszą z możliwych prac. Za najgorszą pracę można śmiało uznać pracę w Zakładzie Pogrzebowym czy w Kostnicy. Nie każdy jest w stanie podjąć się takiego zajęcia. Przygotowywanie... W związku z drastycznym wzrostem liczby zmarłych w saksońskiej Żytawie pracownicy ratusza będą wystawiać akty zgonu także w święta. Miejscowe krematorium nie ma gdzie przechowywać w Niemczech nie odpuszcza. Zdjęcie ilustracyjneŹródło: Getty ImagesSaksonia jest jednym z tych regionów Niemiec, które odnotowują najwyższe wskaźniki zachorowań na COVID-19. W związku z dramatycznym wzrostem liczby zgonów władze musiały poszukać miejsca do przechowywania zwłok poza krematorium, w którym wszystkie miejsca są zajęte. Teraz ciała zmarłych przewożone są do hali, w której składowane są materiały do walki z Przepełnione krematoriumLiczba zgonów eksplodowała w grudniu. W tym miesiącu zmarło dotychczas 115 osób. Dla porównania: rok temu w grudniu zmarło 45 osób. W listopadzie liczba 110 zgonów także była dwukrotnie większa niż rok temu, gdy wynosiła 52. Podczas gdy w październiku 2019 zmarło 45 osób, w październiku 2020 zmarły 73 krematorium poinformował, że liczba przeprowadzanych kremacji "przekracza możliwości" placówki. Apeluje do władz o "odciążenie pracowników", którzy pracują ponad siły. "Ze względu na krewnych i przeciążonych pracowników nie publikujemy dalszych szczegółów" - napisano w oświadczeniu. Nie chodzi jedynie o spopielanie też: Koronawirus. Chory wiceminister samowolnie wziął amantadynę. "Stan wyższej konieczności"Pracownicy krematorium muszą przeprowadzać więcej rozmów z rodzinami zmarłych i sporządzać ponad dwa razy więcej dokumentacji niż zwykle. Szef krematorium Daniel Brendler powiedział: "Pomimo wyjątkowych okoliczności, sytuacja jest jeszcze pod kontrolą, lecz w związku z rozwojem sytuacji pandemicznej trzeba szukać nowych rozwiązań".Niemcy. Praca w świętaWięcej pracy mają także urzędy stanu cywilnego przy wystawianiu aktów zgonu. Dlatego urzędnicy mają pracować także 24 i 26 grudnia. "Nasi pracownicy wzięli dodatkowe dyżury, by załatwiać wszystkie sprawy związane ze zgonami ze starannym dochowaniem procedur. Pod względem organizacyjnym doszliśmy do granic naszych możliwości i prosimy wszystkich o wyrozumiałość" - zaapelował burmistrz Żytawy Thomas że miasto organizuje kolejne łóżka szpitalne i ośrodki rehabilitacji. Zwrócił się do władz powiatu zgorzeleckiego i do rządu Saksonii o pomoc. W okresie świąteczno-norowocznym medyków z Żytawy będzie wspierać Rekordowe liczby zakażeń i zgonówŻytawa leży w południowo-wschodniej części Saksonii, w pobliżu trójstyku granic Polski, Niemiec i Czech. Mieszka tu około 25 000 osób. W zeszłym tygodniu gorącą debatę wywołała wypowiedź tutejszego lekarza o konieczności stosowania triażu, czyli wyboru przez lekarzy pacjentów, którym należy pomóc w pierwszej od tygodni jest największym ogniskiem koronawirusa w Niemczech. Sześć z dziesięciu powiatów odnotowuje ponad 500 zakażeń na 100 000 mieszkańców mierzonych na przestrzeni siedmiu dni. W powiecie zgorzeleckim, gdzie leży Żytawa, wskaźnik ten wynosi 645. Celem rządu jest zmniejszenie wskaźnika do środę ( Instytut Roberta Kocha poinformował o rekordowej liczbie zgonów: 952. Dotychczas w Niemczech z powodu COVID-19 zmarło 27 968 jakość naszego artykułu:Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści. zarchiwizowaneSZUKAM PRACY POTSDAMoliwe12314 października 2016, 16:45Witam Nazywam si Oliwier poszukuje pracy na terenie potsdamu praca kazda pasujezarchiwizowaneSZUKAM BARDZO PILNIE!!! PRACY BERLINWitam was nazywam się Oliwier poszuluje pracy w berlinie tutaj posiadam wlasna gewerbe i anmeldung pracowalem tutaj na budowiw u bułgara neukoln,hermanstraBe ale niewyplca pieniedzy w polsce...zarchiwizowaneszukam pracyWitam forumowiczów. Mam pytanko małe do was. czy znacie jakieś wiarygodne i dobrze opłacane stanowiska ślusarskie w Niemczech? W okolicach Brandenburgii natknąłem się na taką firemkę...zarchiwizowanePoszukuję pracy ElektrykPoszukuje pracy na weekendy (piątek od godziny 16) W charakterze elektryk, pomoc jako budowlaniec lub inne pracę wykończyniowe (malowanie. itp) Posiadam również prawo jazdy pracy /potsdam/ bez znajomości języka!! kwietnia 2016, 11:11Witam, szukam pracy w Potsdam ze słabą znajomością języka niemieckiego. Moze jakieś sprzątanie prywatnych mieszkań, opieka nad dzieckiem. :-) Gdyby ktos coś wiedzial to prosze o kontakt :-)...zarchiwizowanePoszukiwana dodatkowa praca (mini job)Anonim17 stycznia 2016, 23:03Witam, ogłoszenie wystawiam w imieniu koleżanki (bardzo miłej i uczciwej kobiety), która poszukuje dodatkowej pracy (mini job) na terenie Poczdamu. Język niemiecki komunikatywny. Prosi o kontakt pod...zarchiwizowaneOpiekunka medycznakk4231 maja 2015, 17:29Dyplomowana ze starzem opiekunka szuka pracy na terenie miasta Potsdam , słaba znajomość języka niemieckiego,zarchiwizowaneSzukam PracyWitam! Jestem z zawodu Technikiem Informatykiem, szukam pracy w Berlinie i okolicach. Chętnie podejmę pracę w serwisie komputerowym ponieważ tym właśnie w Polsce fachowo się zajmowałem. Znajome mi...zarchiwizowaneszukam pracyWitam. Mieszkam już jakiś czas w Niemczech, szukam pracy, jeśli ktoś ma jakieś namiary proszę o kontakt. nie znam za bardzo języka ale szybko się uczę. Jestem osobą odpowiedzialną i SPAWACZ SZUKAM PRACYSzukam pracy przy montażu konstrukcji stalowych, montażu wentylacji, pracach spawalniczych. Montaźu bram, spawania migomatem, elektroda. Certyfikat spawalniczy Unijny. Certyfikat...zarchiwizowanePILNIE PODEJME PRACEatyde519 maja 2014, 10:51Kobieta 38lat znajaca niemiecki w stopniu komunikatywnym,uczciwa i odpowiedzialna podejmie prace od zaraz...sprzatanie,pomoc w kuchni,kelnerka,barmanka,opieka nad PRACY DORYWCZEJ (ELEKTRYK, ELEKTRONIK)Witam Jestem młodą osobą pracującą na stałe w okolicach Berlina. Poszukuję pracy dorywczej na weekendy. Może to być praca fizyczna. Mile widziana praca jako elektryk, elektronik. Posiadam własny...zarchiwizowanePILNIE SZUKAM PRACYatyde525 kwietnia 2014, 14:30KOBIETA 38LAT MIESZKAJACA NA STALE W POTSDAMIE,ODPOWIEDZIALNA,PRACOWITA,UCZCIWA I PUNKTUALNA PODEJMIE OD ZARAZ PRACE JAKO POMOC KUCHENNA,SPRZATANIE,OPIEKUNKA DO DZIECKA,KELNERKA LUB poszukuje kwietnia 2014, 11:54Kobieta-38 lat znajaca w dobrym stopniu jezyk niemiecki,mieszkajaca na stale w niemczech pilnie poszukuje naprawde uczciwa punktualna i podejme prace w restauracji...zarchiwizowaneSzukam pracy Szukam pracy w michendorf .potsdam i okolice jesli ktoś wie gdzie potrzebują ludzi do pracy produkcja itpzarchiwizowaneSzukam Pracyartus7730 czerwca 2013, 23:18Poszukuje pracy na terenie Niemiec jako kierowca busa posiadam doswiadczenie w prowadzeniu busow osobowych jak i towarowych. kontakt telefoniczny lub e-mejlowy lubzarchiwizowaneSzukam ponad 18-to letnie doswiadczenie w branzy malarskiej,posiadam wszystkie niemieckie dokumenty,prawo jazdy jestem zarejestrowany jako podejme... Lekarze z SS zabijający zastrzykami z benzyny i fenolu. Polowanie obozowych strażników na więźniów ze złotymi koronami zębowymi. Mordercza praca w kamieniołomach. Przeraźliwy głód i epidemie chorób zakaźnych. To wszystko dziesiątkowało zesłanych do KL Gross-Rosen, jednego z najcięższych obozów III Rzeszy. – Auschwitz? W Auschwitz w porównaniu z tym, co działo się w Gross-Rosen, było jak... w sanatorium – opowiada były więzień "kamiennego piekła"."Demony śmierci. Zbrodniarze z Gross-Rosen", wyd. Znak, 2022Źródło: Materiały prasoweDzięki uprzejmości wyd. Znak publikujemy fragment książki Tomasza Bonka "Demony śmierci. Jak zabijano w Gross-Rosen", która ukazała się 29 roku na rok, szczególnie po niemieckiej klęsce pod Stalingradem, obozowe warunki się pogarszały. Więźniów przybywało, jedzenia i miejsca dla nich już nie. Nowe bloki budowano zbyt wolno. Ale kiełbasa Schencka okazała się niewypałem.– Po moim przybyciu do obozu warunki mieszkaniowe były względnie niezłe, sypialiśmy w bloku na łóżkach pojedynczo – wspomina Władysław Sikorski. – W czterdziestym drugim wody na bloku nie było, myliśmy się więc w korycie drewnianym, do którego przynoszono ją z kuchni lub z bloku ósmego. Ubikacją była latryna blisko drutów. Nocą stały przed blokiem dwie beczki, których zawartość rano do niej powstała prowizoryczna łaźnia w bloku dziewiątym. ZOBACZ TEŻ: Obóz zagłady Auschwitz-Birkenau. To dlatego Niemcy założyli go w Oświęcimiu– Do kąpieli przychodziła połowa bloku, nago, bez butów i ręcznika, i nieraz po kilkanaście minut czekała na swoją kolej. Kilka razy do kąpieli zrywano nas nocą. Kilka razy blokowy trzymał nas przed blokiem nagich i mokrych, po kilkanaście minut, zimą, sprawdzając czystość każdego więźnia. Zbigniew Tomaszewski dodaje, że w obozie czystości i porządku faktycznie przestrzegano, ale chodziło tylko o pierwsze wrażenie i powierzchowność.– Oprócz cienkiego porwanego koca więzień nie otrzymywał nic do przykrycia. Brak należytej pościeli, dezynfekcji i zmiany słomy na pryczach potęgowały szerzenie się chorób zakaźnych i skórnych. Cienkie, porwane łachmany nie zabezpieczały ciała przed zimnem i deszczem. Jednostajność jedzenia, niedostateczna liczba kalorii wpływały na powszechność awitaminozy i był pierwszy stopień choroby głodowej, opisany podczas badań w getcie. Antoni Gładysz wprost mówi, że pasiaki zupełnie nie chroniły wygłodniałych więźniów przed zimnem i deszczem. – Ilekroć więc nadchodziły mrozy czy słoty, mnóstwo więźniów, którzy musieli, mając gorączkę, moknąć przy pracy i na apelach, zapadało na zapalenie płuc. Ponieważ w pierwszych dniach zapalenia temperatura ciała najpierw się obniżała, a maksimum osiągała dopiero po południu, chory musiał jeszcze przez kilka dni pracować i do rewiru mógł się dostać dopiero wtedy, gdy gorączka utrzymywała się przez cały dzień. Materiały prasowe Arthur Rodl, komendant Gross RosenŹródło: Materiały prasoweO specjalnej diecie dla chorych nie było nawet mowy. A w 1942 r. zapanował w Gross-Rosen straszliwy głód.– Łączność z krajem i paczki trzymały wielu przy życiu – relacjonuje doktor Konopka. – Ale we wrześniu wszelki ruch pocztowy został przerwany, co w bardzo krótkim czasie odbiło się na stanie zdrowia więźniów. Rozpoczął się okres wielkiego głodu, który sprowadził jeszcze większą śmiertelność. Jeśli chodzi o paczki żywnościowe, nie należy pominąć milczeniem tego, że nawet w sytym okresie nikt z więźniów nie otrzymywał całej przesyłki. Pierwszy urzędowy haracz ściągali SS-mani przy wydawaniu przesyłek, zabierając bez pardonu najwartościowsze rzeczy. Drugą z kolei pijawką byli blokowi i kapo, spoglądający łapczywym okiem na każdy kąsek żywności. Następował drugi podział, a gdyby nawet do niego nie doszło, przełożeni zawsze znaleźli sposób, aby uzyskać to, co ich zdaniem słusznie im się należało jako podatek. Po prostu szykanowali więźnia na każdym kroku, nie przebierając w środkach. – Więźniowie więc puchli z głodu i od ciężkiej pracy. I byli wtedy dobijani – opowiada Władysław Sikorski. – Więzień otrzymywał na śniadanie pół litra wodnistej, niezaprawionej tłuszczem zupy z jarzyn. Na obiad trzy czwarte litra zupy, zwykle z brukwi, rzadziej szpinak albo liście z buraków, bardzo rzadko zupę grochową czy kapuśniak, buraki czerwone lub marchew. Na kolację ćwierć bochenka chleba. Nie wiem, ile to ważyło. Tylko trzy razy w tygodniu do chleba pół kilograma margaryny na dwudziestu pięciu ludzi. Dwa razy w tygodniu po łyżce syropu, raz w tygodniu po łyżce białego twarogu. W niedzielę mały kawałek końskiej kiełbasy. Często na obiad lub kolację, gdy dano mniej zupy, rozdawano po kilka kartofli. Głód przyczyniał się do większej liczby morderstw. Kapo zabijali tylko po to, by mogli przejąć porcję żywnościową swojej ofiary. Tak więc w Gross-Rosen życie ludzkie stało się warte tyle, ile porcja sparzonych liści buraków albo zupy z brukwi. Tych, którzy przeżyli rok 1942, uratować miały rodziny. Władze obozowe, po otrzymaniu stanowiska zarządu głównego obozów koncentracyjnych, pozwoliły na przysyłanie paczek żywnościowych. Materiały prasowe Załoga Gross RosenŹródło: Materiały prasowe– W czterdziestym trzecim, dzięki paczkom od rodzin byliśmy mniej głodni – wspomina Sikorski. – Ale paczki były ograbiane przez Obersturmführera Waltera Ernstbergera i Blockführerów. Mojemu koledze Blockführer Karl Gallasch z dwustu przesłanych papierosów zabrał sto Hałgas jako lekarz został przydzielony do bloków, w których przetrzymywano jeńców radzieckich. Ich porcje żywnościowe były jeszcze mniejsze. Mniej niż im przysługiwało tylko Żydom. – Kilkakrotnie obliczałem kaloryczność całodziennego wyżywienia. Przed odjazdem z Auschwitz otrzymałem w prezencie od Bernarda Świerczyny ostatni polski kalendarz lekarski. Przemyciłem go do Gross-Rosen i przechowywałem w sienniku. Były tam tablice kaloryczności. Moje obliczenia wykazywały, że dzienna wartość jenieckiego jedzenia wynosiła od siedmiuset pięćdziesięciu do dziewięciuset sześćdziesięciu kilokalorii, zależnie od tego, jaki był wieczorny dodatek: czy smalec, czy marmolada, czy margaryna, czy kiełbasa. Do obliczeń nie potrzeba było nawet wagi. Wiedzieliśmy, na ile osób była dzielona pięćsetgramowa kostka margaryny, na ilu ludzi 1400 g bochenek chleba i tak dalej. W Gross-Rosen jeńcom wydawano, podobnie jak w Auschwitz, jeden bochenek chleba na ośmiu, dziesięciu ludzi, więźniom jeden na kierowano jednocześnie do najcięższych prac w kamieniołomach, a po pracy kazano im jeszcze przynosić do obozu duże kamienie, służące do budowy fundamentów nowych bloków. – W różnych obozach koncentracyjnych spędziłem cztery lata i widziałem tam codzienną masakrę, mordowanie ludzi różnymi sposobami: gazowanie, wieszanie, rozstrzeliwanie, wstrzykiwanie fenolu, bicie kijami lub obcasami – opowiada Władysław Sikorski. – Ale gdy komuś zabrakło do życia w odpowiednim czasie tylko miski zupy lub porcji obozowego chleba upieczonego z wiórów drewnianych, słomy, kasztanów i innych śmieci, to chociaż kilka godzin wcześniej miał tego wszystkiego do syta, nic go nie uratowało. Bezwzględna śmierć głodowa przychodziła wieczorem. Człowiek taki robił wrażenie pijanego. Chęć życia wyrażały już tylko obłąkany umysł i zeszklone oczy. Bo jak ustalili lekarze w warszawskim getcie, "śmierć głodowa jest w ostatnim momencie co do zasady łagodna i przypomina umieranie ze starości". Ale przeżycie nocy nie gwarantowało przeżycia porannego apelu czy pracy. Muzułmanów już rano dobijali funkcyjni. Muzułmanami nazywano w obozach koncentracyjnych więźniów skrajnie wycieńczonych chorobą głodową. – Pamiętam, jak po przyjściu do malarni Stefan Żurowski nie został tam przyjęty – dodaje Władysław Sikorski. – Był strasznie opuchnięty wieczorem, błagał mnie o pomoc. Nie mogłem dla niego już nic zrobić. Był w stanie kompletnego wyczerpania. Rano poszedł więc na druty i strzał SS-mana zakończył jego życie. Walka o kolejny dzień życia była walką o dodatkowe jedzenie. Kto tego nie potrafił, kończył w rewirze, czyli obozowym bloku dla chorych. CC BY-SA Brama wjazdowa do obozu Gross-RosenŹródło: CC BY-SA Pewnego ranka zostałem przydzielony do rewiru – opowiada Władysław Sikorski. – Zaczęliśmy malowanie od Tagesraumu, gdzie odbywało się przyjęcie chorych. Leżało tam wówczas kilkudziesięciu ludzi półmartwych z głodu i chorób. Sufit i ściany do połowy malowaliśmy farbą klejową. Okryliśmy nieszczęśliwców, żeby ich nie pochlapać. Ale kiedy mieliśmy zacząć lamperię, dwóch Pflegerów, zniemczonych Polaków, sądząc po akcencie, wskoczyło szybko na ich prycze. Po kolei, jeden biorąc za głowę, a drugi za nogi, z rozmachem rzucali ich na środek sali. Potem wynieśli do Waschraumu, skąd przenoszono ich ciała do krematorium. Codziennie obcowanie ze śmiercią w oczekiwaniu także swego kresu ciągnęło się w nieskończoność. Starałem się przeżyć, licząc się z tym, że umrzeć zawsze zdążę, a może ktoś jeszcze więcej ode mnie przecierpiał i dalej żyje. Tak przetrwałem cztery lata. Ludzie, którzy zwątpili lub mieli słabe organizmy i załamywali się duchowo, wykańczali się szybciej albo szli na druty. Kłamstwem byłoby powiedzieć: "Przeżyłem bez niczyjej pomocy". Prawdę mówiąc, długoletni więźniowie zawdzięczają życie współmęczennikom. Kiedy Niemcy zdali sobie sprawę, że wojnę przegrają, sytuacja w obozie zaczęła się zmieniać. – Od września czterdziestego czwartego stosunki panujące w obozie lekko się poprawiły w tym sensie, że mniej nas bito – opowiada Jan Pratkowski. – Natomiast od grudnia, w związku z ewakuacją zewnętrznych filii do obozu głównego, warunki życia uległy katastrofalnemu pogorszeniu. Panowało niebywałe przeludnienie. Myślę, że w Gross-Rosen przebywało wówczas trzydzieści pięć tysięcy więźniów. Głód był przerażający, tylko raz dziennie trzy czwarte litra zupy i sto dwadzieścia gramów chleba. A w styczniu czterdziestego piątego zaczęła się kolejna fala zwierzęcego bicia. To wszystko spowodowało gwałtowny wzrost liczby zgonów, zwłaszcza w niewykończonych barakach na terenie nowego obozu, gdzie umieszczano nowo przybyłych. I znów kapo masowo mordowali więźniów, by otrzymać ich głodowe porcje żywnościowe. – Przez okna tkalni widziałem zmasakrowane zwłoki wiezione z nowego obozu do krematorium. Dziennie dostarczano tam od sześćdziesięciu do osiemdziesięciu trupów. Krematorium nie było w stanie spalić wszystkich zwłok. Ciała leżały więc ułożone piętrami i, według relacji współwięźniów, nocą były wywożone Schenck do Gross-Rosen już więcej nie przyjechał. Badań nad głodem nie prowadził już tam nigdy więcej żaden nazistowski pseudonaukowiec. Przyjeżdżali za to nowi, bardziej zwyrodniali strażnicy z SS – przed wojną zazwyczaj życiowe niedojdy, tutaj sadyści. Znęcanie się więźniów funkcyjnych i SS-manów na zesłańcach w Gross-Rosen zbierało więc równie obfite żniwo, jak i głód. Materiały prasowe Wyd. Znak, 2022Źródło: Materiały prasoweWertuję akta kadry SS-mańskiej KL Gross-Rosen. Dotarłem do teczek polskiej misji wojskowej, która działała po wojnie na Zachodzie i szukała zbrodniarzy. Czytam kopie dokumentów, które odnalazłem w Bundesarchiv w Ludwigsburgu i Archiwum Muzeum KL Dachau. W zbiorach Instytutu Pamięci Narodowej trafiam na obszerną dokumentację procesową Karla Gallascha, opisywanego już w 1947 r. przez dziennikarzy dziennika "Słowo Polskie". W teczce są donosy pisane przez jego kochankę, odręczne protokoły przesłuchań prokuratorskich. Odnajduję też jego podpis. Niczym się nie wyróżnia. Jest uwagę zwraca to, że polski sąd używał po wojnie druków niemieckich. Zeznania spisywane były na ich odwrocie. Uświadamiam sobie, że przecież w roku 1945, a nawet jeszcze w roku 1946 we Wrocławiu mogło wciąż mieszkać więcej Niemców niż Polaków. To było dla nas obce miasto. Próbuję się dowiedzieć, kim byli oprawcy z Gross-Rosen. Jak to się stało, że zaczęli mordować. Powyższy fragment pochodzi z książki Tomasza Bonka "Demony śmierci. Jak zabijano w Gross-Rosen", która ukazała się nakładem wyd. Znak.

praca w krematorium niemcy